Awatar użytkownika
izahe
Moderator
Posty: 472
Rejestracja: sob 10 kwie, 2010

wt 27 wrz, 2011

Tak jak w temacie:

Czy można samemu nauczyć się grać na skrzypcach?

Fakty i mity,
geniusz czy ciężka praca...?

Proszę przenieść dyskusję do tego tematu! (Bez przepychanek i złośliwości)
Pozdrawiam.
izahe
weź moje skrzypce i zagraj tak jak ja...

Awatar użytkownika
rzepola
Moderator
Posty: 698
Rejestracja: sob 17 kwie, 2010

wt 27 wrz, 2011

Myślę, że to jest warte obejrzenia: http://vimeo.com/22591110 .
Ćwiczu, ćwiczu.
Chodź, zarzępolę Ci na szczypcach duszy mojej!

melom55
Posty: 16
Rejestracja: wt 20 wrz, 2011

wt 27 wrz, 2011

rzepole pisze:Myślę, że to jest warte obejrzenia: http://vimeo.com/22591110 .

Może to geniusz. Nie znam.
Chopin miał pierwszego nauczyciela, który po kilku latach stwierdził, że już niczego nie może go nauczyć, bo uczeń wie więcej od niego. Kiedy Chopin skończył warszawskie konserwatorium, dostał ocenę celującą, z opinią swego nauczyciela (J.Elsnera): "geniusz muzyczny". Konserwatorium skończył mając lat 18 i od tamtej pory juz nie uczył się w żadnych szkołach ani nie jezdził na zadne kursy. To od niego się inni uczyli. Chopin rzeczywiście był geniuszem muzycznym. Oba swoje koncerty napisał mając 18-19 lat.
Myślę, że raczej Chopin jest miara prawdziwego geniuszu...Jego geniusz polegał na tym, że odkrywał nowe możliwości muzyczne w fortepianie i wyznaczał nowe standardy w kompozycjach na ten instrument, które z początku były opornie przyjmowane, ale w końcu zostały powszechnie uznane. Jego kompozycje do dzisiaj sa źródłem inspiracji muzycznych dla mnóstwa muzyków.
Jednak miał nauczycieli. Nie musiał sam wyważac wszystkich otwartych drzwi. Ale jeśli ktos lubi sam ponownie odkrywac dla siebie Ameryke, to wolna droga...

Droga do doskonałości w grze na skrzypcach (myslę o umiętności grania muzyki "klasycznej" na najwyzszym poziomie) zaczyna sie od prawidłowego ustawienia aparatu technicznego. Dlatego ważne jest aby miec na poczatku dobrego nauczyciela, który umie prawidło ustawić rękę prawą i lewą, przyjąc odpowiednia postawę, która umozliwi granie bez nadmiernego zmęczenia długich i trudnych utworów. Źle ustawiona reka prowadzi do kontuzji, albo w ogóle uniemożliwia granie trudniejszych fragmentów kompozycji, które wymagają dużej biegłości technicznej. Nawet znakomitości muzyczne musza pamiętać o możliwości powaznej kontuzji mięśni lub stawów. Jak było z Wengerowem? 3 lata przerwy z powodu uszkodzenia barku...oczywiście nie zpowodu błedów technicznych, ale grania 200 koncertów rocznie(!). Granie na skrzypcach to ciężka fizyczna praca. Nawet złe buty, z niewłaściwej wysokości obcasem moga powodowac kontuzje...
Dopiero, kiedy uczeń umie prawidłowo w sensie technicznym wydobywac dzwięki, zaczyna sie nauka wydobywania "szlachetnego dźwięku" oraz interpretacji utworów. Pamiętam, że moje dziecię, które obecnie doszło do naprawde sporej biegłości technicznej i dużej wiedzy muzczynej, dwukrotnie w ciągu nauki szkolnej przezywało dramat "korekcji ustawienia aparatu" czyli mówiąc po polsku: sposobu trzymania skrzypiec i wodzenia po nich smyczkiem. Całe tygodnie nie wolno było jej brac skrzypiec do reki, żeby ta reka "zapomniała" jak źle trzymała instrument. Teraz jest OK, ale początki, mimo talentu, były niełatwe.
Jeśłi ktoś naprawdę chce sie nauczyc gry na slrzypcach, odradzam samodzielne próby. Chyba że zadowoli się "rzępoleniem".

Awatar użytkownika
rzepola
Moderator
Posty: 698
Rejestracja: sob 17 kwie, 2010

wt 27 wrz, 2011

Mniej więcej się zgadzam z tym, co napisałeś powyżej. Zanim udało mi się zdobyć pieniądze na lekcje, próbowałam się nauczyć czegoś sama i skończyło się na spinaniu obu rąk, usztywnianiu nadgarstka, szuraniu po strunach itp. i tak naprawdę dopiero teraz (mój trzeci rok nauki), przechodzę rzetelną próbę ustawiania aparatu. No i nauczyłam się jeszcze skrzypcowego słuchania, co teraz bardzo mi pomaga. Ja też uważam, że trzeba mieć nauczyciela, co (chyba) napisałam gdzieś wyżej. A już na pewno lepiej zaczynać z nauczycielem.
Na przytoczonym przykładzie skrzypka, chciałam jednak zakwestionować Twoje twierdzenia, jakoby samodzielna nauka mogła się kończyć tylko graniem przy grillu i że historia nie zna takiego przypadku. Jak widać, to raczej Ty nie znasz historii. Jak się ma naprawdę talent, to wszystko można i wcale nie muszą się pojawiać błędy. Co nie zmienia faktu, że z nauczycielem jest łatwiej.
EDIT: A tak swoją drogą, to Paganini nie miał nauczyciela, nie? Był na kilku konsultacjach, ale uczył się zasadniczo sam... I jeśli chodzi o grę właśnie, to był większym wirtuozem niż Chopin.
Ćwiczu, ćwiczu.
Chodź, zarzępolę Ci na szczypcach duszy mojej!

melom55
Posty: 16
Rejestracja: wt 20 wrz, 2011

wt 27 wrz, 2011

Na przytoczonym przykładzie skrzypka, chciałam jednak zakwestionować Twoje twierdzenia, jakoby samodzielna nauka mogła się kończyć tylko graniem przy grillu i że historia nie zna takiego przypadku.

No dobra. Ja tylko twierdzę, że aby samemu dojśc do mistrzostwa trzeba być geniuszem. No więc właśnie twoja wypowiedź powołująca sie na przykład Paganiniego chyba raczej potwierdza moje zdanie. Paganini, Mozart, Chopin pojawiaja się raz na 100 lat w pojedynczych przypadkach. Chopin miał dobrych nauczycieli, Mozarta uczył ojciec-muzyk, Paganini tez był pilnowany za młodu przez ojca, który co prawda nie zamykał go w komórce (jak głosi popularny mit o Paganinim) ale ściśle nadzorował jego pierwsze lata gry na skrzypcach. .
Geniusze jeszcze mają to do siebie, że sami dochodzą w ciągu krótkiego czasu do tego, na co inni potrzebują wielu lat i muszą korzystać przy tym z dorobku poprzednich pokoleń. Geniusze zaś przełamują schematy i wytyczają nowe drogi, tak, że po początkowym zaskoczeniu wszyscy zaczynają ich naśladować.
Tak więc nie mogę wykluczyć, że gośc z Jutuba to jakis geniusz. Ale to dopiero czas pokaże.
Pozostali nie-geniusze musza się z początku słuchać pilnie nauczycieli, bo bez tego szybko się zniechęcą. A wcale nie znaczy, że nie moga dojść do tego samego poziomu, tyle, że dłużej to trwa. Moje dziecię po 13 latach nauki muzykowania gra większość kaprysów Paganiniego bardzo ładnie :)

Awatar użytkownika
rzepola
Moderator
Posty: 698
Rejestracja: sob 17 kwie, 2010

wt 27 wrz, 2011

melom55 pisze:Paganini tez był pilnowany za młodu przez ojca, który co prawda nie zamykał go w komórce (jak głosi popularny mit o Paganinim) ale ściśle nadzorował jego pierwsze lata gry na skrzypcach.

A możesz podać źródło? U Powroźniaka czytałam, że głodem i przemocą zmuszał go do ćwiczenia po 16 h dziennie.
Nie będę się spierać o definicję geniusza, bo to nie o to tu chodzi, ale sam najpierw powiedziałeś, że ktoś, kto nauczy się grać samodzielnie na skrzypcach jest geniuszem, a teraz jeszcze dodajesz inne wymagania. Nikt się tego sformuowania nie czepiał, więc po co to? Geniusz jest w dzisiejszych czasach terminem oklepanym i komercyjnym, i dla każdego i tak będzie znaczył co innego.
Gratuluję dziecięcia, na pewno jest znakomite i jest powodem do dumy, ale to nie jest argument, żeby naśmiewać się albo zniechęcać tych, którzy zaczynają późno, bo albo nie chcieli wcześniej, albo np. nie mieli tak świetnych rodziców, którzy zainwestowaliby w muzyczny rozwój dziecka. Jeśli tylko komuś to sprawia przyjemność, to niech i gra do grilla, a reszta niech uszanuje determinację i wielką pracę, którą musiał w to włożyć.
EDIT: No i a propos notki Elsnera (geniusz muzyczny), to, z tego co się orientuję, Chopin nie studiował gry na fortepianie tylko kompozycję, więc to było nie do końca na temat. Z Mozartem było podobnie. Ojciec uczył go przede wszystkim kompozycji. Jeśli chodzi o grę, to pokazał mniej więcej "co i jak", ale np. jako siedmioletnie dziecko zagrał Mozart w Monachium koncert skrzypcowy z improwizowaną kadencją. To nie był efekt dzisiaj rozumianej "pracy z nauczycielem".
Ćwiczu, ćwiczu.
Chodź, zarzępolę Ci na szczypcach duszy mojej!

melom55
Posty: 16
Rejestracja: wt 20 wrz, 2011

wt 27 wrz, 2011

A możesz podać źródło? U Powroźniaka czytałam, że głodem i przemocą zmuszał go do ćwiczenia po 16 h dziennie

O matko...!
Czy naprawdę wierzysz w to, że katując kogoś 16 godzin dziennie graniem można osiągnąc cos więcej niż tylko chorobe psychiczną? Co do moich źródeł - nie pamiętam, gdzie to wyczytałem. Paganini o tyle przerastał innych w grze na skrzypcach, że ludzie współcześni nie mogli uwierzyć, że mógł się po prostu nauczyć. Po kątach szeptali, że miał konszachty z diabłem, któremu dusze sprzedał, a inni szeptali, że ojciec go trzymał w komórce i dawał jeśc dopiero jak wycwiczył kolejny utwór. I takie brednie potem ktos powtarza bezkrytycznie i to przez stulecia...
I z nikogo sie nie wyśmiewam, tylko łagodnie ostrzegam, że samodzielna nauka gry na skrzypcach jest bardzo trudna. Jeśłi ktos nie ma ambicji zostania profesjonalnym muzykiem to niech sobie ćwiczy na zdrowie.

Awatar użytkownika
rzepola
Moderator
Posty: 698
Rejestracja: sob 17 kwie, 2010

wt 27 wrz, 2011

Tak, naprawdę w to wierzę. Wiem, że o tyle przerastał, wiem, że byli świadkowie, którzy widzieli, jak diabeł prowadzi mu smyczek, że zrywał sobie po kolei struny i kończył grać koncert na jednej. Tym bardziej jestem przekonana, że czas, który poświęcał na ćwiczenia musiał być demonicznie wielki. Z tego, co wiem, po kilku miesiącach grania grał a vista wszystkie utwory, które mu dali, a jak miał kilkanaście lat to nawet takie, które mu do góry nogami rzucali na scenę, nawet takie napisane specjalnie po to, żeby nie dał im rady. Po dwóch latach ćwiczeń zaprowadzili go do jakiegoś super-hiper wirtuoza, który powiedział, że niczego nie jest w stanie go nauczyć. Po dwóch latach. Ile on, Twoim zdaniem, ćwiczył w takim razie?
Ćwiczu, ćwiczu.
Chodź, zarzępolę Ci na szczypcach duszy mojej!

Wróć do „Edukacja”