Jak mialam 10 lat, otworzyli u nas ognisko muzyczne, byl fortepian i akordeon, wiec wybor byl prosty. Szlo mi niezle, nauczyciel namawial rodzicow, zeby mnie wyslali do szkoly muzycznej, ale byl problem z dojazdami. 2 lata pozniej sie przeprowadzilismy i wowczas rzeczywiscie poszlam do muzycznej, ale stara juz bylam;) Najpierw dali mi flet prosty jako dodatkowy (chcialam na wiolonczele, albo flet poprzeczny, ale na pierwsze bylam za stara, na drugie nie mieli instrumentow, a o kupnie mozna bylo wowczas pomarzyc:/). Rok pozniej ublagalam nauczycielke i przeniesli mnie na flet poprzeczny, pozyczalam instrument od kolezanki na 1 dzien w tygodniu, rok pozniej zamienilam instrumenty;) Muzyczna skonczylam na poprzecznym;) Na studiach do wyboru mielismy skrzypce , gitare, akordeon i flety proste. Na skrzypcach i akordeonie juz trzeba bylo umiec grac, wiec odpadly w przedbiegach, gitara nigdy mi nie pasila:/ wiolonczele kochalam, podoba mi sie jej brzmienie, barwa i mozliwosci, ma ogromne zastosowanie, zarowno jako instrument solowy, jak i towarzyszacy, czy to w muzyce kameralnej, czy w roznych typach orkiestry, nie trzeba stac przy graniu (dusza leniucha sie odezwala
), w dodatku jak sie idzie z takim futeralem, to robi na przechodniach wrazenie
Dopiero 20 lat pozniej (nawet z haczykiem), jak syn sie uparl na wiolonczele, nauczycielka przekonala mnie, zebym tez sprobowala. Sprobowalam i ani mysle przestawac:) wrocilam z festiwalu wiolonczelowego w Dordrechcie i maz to juz mnie chyba lubic przestanie, bo moglabym caly dzien Klementyny z rak nie wypuszczac
Wiolonczela ma piekna barwe (nooo, zalezy od instrumentu) i dosc niski rejestr, a wysokie dzwieki ra bardziej upierdliwe dla otoczenia. Jutro u sasiadow jest dom otwarty, musze jakis koncert przy otwartym oknie urzadzic, zeby sie przypadkiem jacys antymuzykalnie kupcy na dom nie napatoczyli