Odgrzebuję stary wątek, bo dzięki niemu możemy się dużo więcej o sobie dowiedzieć.
Ciężko mi podać jakiegoś kompozytora, zwłaszcza z górnej półki, którego nie lubię, a nawet nie wielbię. Kiedyś mówiłam, że nie lubię Bacha, potem Schumanna, Wagnera... Ale w każdym z nich znalazłam ogromny ładunek emocjonalny i estetyczny, jeśli tak można to ująć. Na temat drugiego miejsca nie będę się w związku z tym wypowiadać, bo musiałabym wymienić praktycznie wszystkich. Natomiast od wielu lat niezmiennie pierwszy na mojej liście preferencji jest Mozart.
Pamiętam z wczesnego dzieciństwa, kiedy jeszcze nie chodziłam do szkoły, jak ojciec kupił płytę z największymi "hitami" fortepianowymi. Były tam przede wszystkim miniatury. Liszt nie przypadł mi do gustu, coś tam innego, nie pamiętam już, co, też nie. Ale był Chopin, Rachmaninow, Schubert, Beethoven. Ich kochałam naprawdę. No i Mozart. Jak nietrudno się domyślić - Marsz Turecki. Nie będę się wgłębiać w opis moich wrażeń w czasie słuchania, powiem tylko, że czułam niezmożoną potrzebę zrobienia czegoś z sobą. Nie wiem - podskakiwania, biegania, czy stanięcia na głowie. Potem uwertura do Wesela Figara, potem Eine kleine, Requiem. I tak to trwało. Nigdy nie potrafiłam zachować się obojętnie wobec jego muzyki. Ogólnie wolę uczyć się w ciszy, bo muzyka mnie rozprasza - skupia moją uwagę na sobie, a nie na przedmiocie nauki, ale uczenie się przy Mozarcie jest wręcz niemożliwe.
Po tych początkowych "hitach" przyszedł czas na nieco mniej popularne koncerty, muzykę kameralną. Moim zdaniem, twórczość tego kompozytora jest tym, co przeciętny zjadacz chleba słyszy, gdy widzi "muzyka klasyczna" i tym, co go od niej odstrasza. Bo trzeba trochę posłuchać, trochę dojrzeć, oj trzeba dojrzeć, żeby w jego mniej znanych dziełach, np. tych typowo dworskich, odkryć ogromny ładunek emocjonalny, a jednocześnie lekkość i beztroskę.
Moja pierwsza pani profesor od skrzypiec mówiła, że Bach to takie plastyczne ciasto, Debussy to piórko, a Mozart falująca wstążka. Wydaje mi się, że nie można być w pełni muzykiem, jeśli tego się nie rozumie, a zawarcie jego twórczości w programie praktycznie każdego konkursu odtwórczo-muzycznego, i obecność tej muzyki w repertuarze chyba wszystkich znamienitych wykonawców, zdaje się potwierdzać moje zdanie. Także, nawet jeśli początkowo, coś nie pasuje, nie chce się słuchać, to naprawdę warto dawać mu kolejne szanse, aż wreszcie dostrzeżemy, początkowo nieznaczne, a z czasem wyraźne i finezyjne ruchy owej wstążki
.