Awatar użytkownika
Sherlock
Posty: 5
Rejestracja: pn 24 sty, 2011

pt 19 sie, 2011

Fragment "Altowiolisty". Nieźle się go naszukałam :P
Zawiera Charakterystykę Instrumentów w orkiestrze.
Niech się każdy wypowie czy mu się zgadza czy nie.

"Zacznijmy od fletów. To prawdziwe primabaleriny orkiestry. Nos noszą przeważnie tak wysoko, jak wysoko brzmi ich instrument. Ale wystarczy posłuchać - na przykład - Popołudnia Fauna Debuss/ego, by im to wybaczyć. Ich mniejszy brat, flet piccolo, sprawdza wrażliwość ludzkiego ucha na ultradźwięki.
Oboista to ktoś w rodzaju koncertmistrza grupy instrumentów dętych. I To on podaje dźwięk - la - do którego stroi się przed próbą i koncertem cała orkiestra. Pięknie brzmiący obój może poruszyć nawet skałę, dlatego wybaczcie oboiście jego nadwrażliwość.
A rożek angielski, zwany też obojem miłosnym? Czy nazwa nie mówi sama za siebie? Zgoda, zestawienie słów: „angielski" i „miłosny", brzmi paradoksalnie, ale nie mylmy czynnika geograficznego z emocjonalnym. Gwarantuję, że każde solo tego instrumentu grozi potrzebą wyjmowania z kieszeni chusteczek higienicznych. Dialog oboju i rożka angielskiego
z trzeciej części Symfonii Fantastycznej Hectora Berlioza, jest jak rozmowa zagubionych dusz.
Oto klarnet, instrument rubaszny a dobroduszny - może się to przekładać na charakter muzyków - zwany popularnie kijem; chyba ze względu na prostotę brzmienia. Klasyczny klarnet nie wibruje; to domena klezmerów i jazzu. Ale posłuchajcie, jak figluje na początku Dyla Sowizdrzała Richarda Straussa lub wjeżdża w Błękitną rapsodię Gershwina, by zrozumieć, że nic po orkiestrze bez klarnetu. Klarnet piccolo to niezapomniana czarownica z Sabatu tychże - finału wspominanej już Symfonii Fantastycznej.
Kłania się fagot, naczelny satyryk orkiestry. Fagocista, człowiek z finezyjnie zarysowanym intelektem i ładnie uwypuklonym ego, zagra wszędzie tam, gdzie potrzebne jest brzmienie charakterystyczne, przechodzące w groteskę. Gdy jednak chcesz odkryć jego drugą, kto wie, czy nie prawdziwą, choć utajoną naturę, posłuchaj, jak zaczyna się VI Symfonia h-moll, Patetyczna, Piotra Czajkowskiego.
Jeśli zaś stęskniłeś się za dźwiękiem odkurzacza, posłuchaj kontrafagotu, czyli reprezentanta instrumentów ekstremalnych. Nie daj się zwieść posępnej naturze kontrafagocisty- to w gruncie rzeczy wesołek i żartowniś.
Trąbki. Ich niewymuszona elegancja natychmiast rzuca się w oczy. Bo trąbka to prawdziwy amant orkiestry: męski, zdecydowany. Dalekie mu są rozmazane rozterki obojów; on po prostu gra, zdobywa i zwycięża. A kto chce go posądzić o brak finezji, niech posłucha fragmentu Obrazków z wystawy Modesta Musorgskiego; części zatytułowanej Samuel Goldenberg i Szmul.
Waltornie, czyli rogi francuskie. To one dźwigają na swych barkach ciężar koncertu. Skiksują czy nie? - myślą muzycy, gdy zbliża się waltorniowe solo. Jeśli tak, to nic się nie stało, bo to naprawdę trudny instrument. Lecz jeśli zagrają bezbłędnie - otwiera się niebo. Grany przez rogi chorał z drugiej części Koncertu na orkiestrę Beli Bartoka to ułamek chwili, który dotyka sfery nieziemskiej.
Puzony. Puzoniście nie wchodź w drogę, jeśli nie musisz. A jeśli musisz, wejdź - to sympatyczni ludzie. Jeśli czasem czegoś ci brakowało na koncercie, to znaczy, że w utworze nie było puzonów. Bez nich nie byłoby Mahlera i jego symfonii.
Tak samo zresztą jak bez tuby. To ciężka artyleria, ale bez niej się wojny nie wygrywa. Znów odwołam się do Obrazków z wystawy Modesta Musorgskiego. Ten fortepianowy utwór, genialnie zinstrumentowany przez Mauri-ce'a Ravela, pokazuje kalejdoskop orkiestrowych brzmień. Puzony tworzą niezwykły klimat rzymskich katakumb, a tuba rozśpiewuje się w szerokiej,
rwącej serce frazie ilustrującej przejazd drabiniastego wozu o skrzypiących kołach, ciągniętego przez parę wołów.
Warto wspomnieć o jeszcze jednym utworze, tym razem w całości autorstwa Maurice'a Ravela, stanowiącym kompendium wiedzy o barwach i możliwościach poszczególnych instrumentów.
To Bolero, niekwestionowany superhit muzyki,zwanej poważną.
Istnieje muzyczny przewodnik po orkiestrze symfonicznej; The Young Person's Guide to the Orchestra, którego twórcą jest Benjamin Britten.
Zadanie utworu jest przede wszystkim dydaktyczne; adresowany- zgodnie z nazwą- do młodego słuchacza, ukazuje interesujący, bo zastosowany w praktyce przekrój możliwości brzmieniowych orkiestry.
Aby poznać je w artystycznym apogeum, trzeba posłuchać wspomnianego już Koncertu na orkiestrę Beli Bartoka, arcydzieła szokującego niewiarygodnym potencjałem symfonicznego brzmienia w całym blasku.
I tak dojechaliśmy do perkusji.
Uwaga, perkusista to jedyny poza dyrygentem człowiek w orkiestrze, który dysponuje pałką, a nawet dwiema.
I wie,jak nimi uderzać!
Oto rytmiczny motor orkiestry.
Patrzy na orkiestrę nieco z góry i.
tak mu już zostaje, ale dobrze, przyznajmy mu: jest potrzebny.
Harfa to barwa, wiatr,morze, szum lasu.
Tak zwiewna i eteryczna jak harfistka trącająca jej struny.
Posłuchajcie Szeherezady Rimskiego-Korsakowa, a wpadniecie w zachwyt.
Harfistki są jednak przeważnie zajęte: a to zmianami pedałów w instrumencie, a to jego transportem, więc trudno z nimi pogadać.
Przejdźmy do instrumentów smyczkowych.
Czym flet dla grupy instrumentów dętych, tym pierwsze skrzypce dla kwintetu.
Ich rola jest porównywalna, choć wydaje się, że skrzypce mają jednak więcej dogrania.
Ale jest ich też więcej, więc jakoś to się wyrównuje.
Pierwsze skrzypce w orkiestrze to zbiór wirtuozów, którym z jakichś względów nie ułożyła się kariera solistyczna.
Ale wysoki pułap ego pozostał.
Jeśli jednak mówiliśmy tu już o niezbędności różnych instrumentów,to bez tej grupy nie sposób sobie nawet wyobrazić orkiestry.
Po prostu nie istniałaby.
Drugie skrzypce to ci, którzy powinni grać w pierwszych, ale świadomie i dojrzale wybrali drugie - dla zachowania równowagi i uniknięcia dysproporcji.
W istocie więc ego drugich skrzypków jest o około pół tonu wyższe niż pierwszych.
O altówkach już mówiłem.
Dla jednych (czyli wszystkich) chłopiec do bicia, dla innych (czyli altowiolistów)serce orkiestry, jej oddech, jej utajony,ale wyczuwalny puls, jej, jeśli już nie kwint-, to przynajmniej kwartesencja.
Wiolonczele to takie duże pierwsze skrzypce.
Wiolonczeliści, od dzieciństwa narażeni na zaczepki współpasażerów w środkach masowego przekazu, wyrabiają w sobie hart i odporność oraz siłę- i tymi cechami wzbogacają orkiestrę.
I czymś jeszcze: aksamitnym dźwiękiem.
Słyszałem opowieść o pewnym znanym wiolonczeliście, który, z racji wielkości instrumentu atakowany w miejskim autobusie przez nieprzyjazną niewiastę, słusznie i przytomnie odparł:
- Dla pani przyjemności nie będę grał na pikulinie.
To nie był koniec rozmowy.
Nieprzyjazna niewiasta zasugerowała,w którą część ciała wiolonczelista może ją ewentualnie pocałować.
Ten zaś, niezrażony, równie przytomnie zapytał:
- Czy to aby czas i miejsce na takie karesy?
Kontrabasy w końcu.
Prawdziwy dźwiękowy fundament orkiestry.
(Jeden z zaprzyjaźnionych basistów na pytanie, dlaczego preferuje panie o nie najszczuplejszych nogach, zwykł odpowiadać: bo lubię solidne podstawy;oto podziwu godny przykład etosu profesjonalisty: nawet w życiu osobistym nie zapomina, kim jest, i nie porzuca swoich idei na pastwę codzienności).
Porównania z gehenną ich dzieciństwa nie wytrzymują nawet zdeterminowane wiolonczele.
Dlatego basiści trzymają się zazwyczaj w swoim gronie, skłonni sądzić,że nikt poza nimi samymi ich nie zrozumie.
Ze szczególnych osiągnięć dźwiękowych polecam początek fugata w Scherzo z V Symfonii Beethovena.
Skojarzenie z przesuwanymi szafami nasuwa się samo.
A mówiąc poważnie, to kolejna grupa, bez której nie byłoby orkiestry symfonicznej.
Nie byłoby jej bez któregokolwiek z opisanych instrumentów, oraz tych,o których nie wspomniałem.
Świat byłby wówczas uboższy."
http://jerzynka.deviantart.com/

Awatar użytkownika
rzepola
Moderator
Posty: 698
Rejestracja: sob 17 kwie, 2010

pt 19 sie, 2011

Dobry opis :mrgreen: . Uśmiałam się nieźle, zwłaszcza przy wioloneczelistach. Osobiście jeszcze nigdy nie grałam w orkiestrze, ale niektórych muzyków znam i np. co do fletów to się zdecydowanie nie zgodzę. Znam dwie, w tym jedną naprawdę dobrze i jest ona bardzo skromna, pracowita i daleko jej do zadzierania noska, a sukcesów nie brak ;-) .
Również dla żartu (bo mnie to bawi ;] ) i dla zaspokojenia ciekawości oraz nauczenia się czegoś polecam: http://www.youtube.com/watch?v=nnAjo1qdhKo . Oczywiście pozostałe filmy z serii też warto obejrzeć. Niesamowite, jak on o tym opowiada!
Acha... i teraz syndrom kujona. Sorry, że to robię, ale na wszelki wypadek, żeby kogoś nie wprowadzać w bład. Otóż obój miłosny i rożek angielski to nie jest to samo! Obój miłosny in A to powstała w początkach XVIII w. odmiana oboju sopranowego in C, który mniej więcej w XVII w. we Francji powstał z dyszkantowego pomortu czyli inaczej szałamai. Natomiast rożek angielski jest to nazwa, którą otrzymał pod koniec XVIII w. obój myśliwski, który z kolei wywodzi się z altowego pomortu, a strojony jest in F. Nazwa oboju myśliwskiego pochodzi nie z racji jego zastosowania, ale z powodu kształtu wygiętego, łukowatego, nasuwającego skojarzenie z rogiem myśliwskim. Pod koniec XVIII w. obój myśliwski otrzymał gruszkowatą czarę dźwiękową i właśnie nową nazwę, a w XIX w. prosty korpus oraz wygięty stroik i w takiej właśnie formie znamy go dziś. Jeśli coś pomyliłam, to proszę poprawić. Większość z tych informacji czerpię z książki "Instrumentoznawstwo i akustyka" pana Mieczysława Drobnera.

EDIT: Curt Sachs w "Historii instrumentów" również rozróżnia rożek angielski od oboju myśliwskiego, ale inaczej opowiada historię tego drugiego. Jego zdaniem najpierw obój altowy był prosty i nazwano go tak właśnie z racji używania na polowaniach, potem go wygięto, a w XIX w. znowu wyprostowano. I nie wiem, co myśleć :-) .
Ćwiczu, ćwiczu.
Chodź, zarzępolę Ci na szczypcach duszy mojej!

Awatar użytkownika
Sherlock
Posty: 5
Rejestracja: pn 24 sty, 2011

pt 19 sie, 2011

Co do flecistek, też znam kilka, wszystkie sympatyczne, nic do nich nie mam. Zgadzam się więc z Tobą.
Natomiast nie wydaje mi się żebym była "męski i zdecydowany" :mrgreen:. Bo ja jestem trębaczką.
Cztery lata na pierwszym stopniu na trąbce zrobiły swoje.
Można powiedzieć że "wychowałam się" z chłopakami. Dopiero w 4 klasie doszły dwie koleżanki na trąbkę. Ale jest mi z tym dobrze- miałam naprawdę świetnych kolegów, najlepszego nauczyciela, no i w końcu jestem dziewczyną i gram na trąbce- to też jest jakiś powód do zadowolenia :-P
http://jerzynka.deviantart.com/

altowiolistka
Posty: 92
Rejestracja: sob 10 kwie, 2010

pt 19 sie, 2011

Rzępoło, lepiej słuchać Sachsa, chłop wie o czym pisze ;)
a co do altówek - wszystko się zgadza, ja uważam, że to naprawdę serce orkiestry, ale nie tylko dlatego że sama gram na altówce ;) Bo orkiestra bez altówek to tak, jakby ubrać buty i koszulę, ale bez spodni. Jak ktoś lubi, to oczywiście można, ale hmmm....
www.archetti.pl

Awatar użytkownika
Derry
Posty: 387
Rejestracja: ndz 11 kwie, 2010

pt 19 sie, 2011

No cóż... Ja powiem tak... Bez um pa pa nie ma orkiestry, bo to właśnie najczęściej ludzie nucą, nie licząc pierwszych skrzypiec (mówiąc o orkiestrze smyczkowej). Walce? Od razu laik zanuci "um pa pa um pa pa um pa pa" :->

Awatar użytkownika
Sherlock
Posty: 5
Rejestracja: pn 24 sty, 2011

pt 19 sie, 2011

No cóż... Ja powiem tak... Bez um pa pa nie ma orkiestry, bo to właśnie najczęściej ludzie nucą, nie licząc pierwszych skrzypiec (mówiąc o orkiestrze smyczkowej). Walce? Od razu laik zanuci "um pa pa um pa pa um pa pa" :->


Oj żebyś wiedział, Derry. Żebyś wiedział. Pierwsze co ja zagrałam na moich skrzypcach (jak już zaczęły wydawać dźwięk, bo na początku za słabo nasmarowałam kalafonią) to był rytm do walca ;-)
http://jerzynka.deviantart.com/

Awatar użytkownika
sledzik
Posty: 242
Rejestracja: sob 17 kwie, 2010

pt 19 sie, 2011

A ja ze swojego doświadczenia orkiestrowego to jak najbardziej zgadzam się z opinią o flecistkach, znam 2 i całe szczęście, że się z nimi znam bezpośrednio, bo pewnie byłabym kolejną ofiarą do obgadywania.
W kwestii skrzypaczek, to też znam kilka, które panoszą się strasznie, bo grają I skrzypce i w ogóle...
No, ale puzoniści to dla mnie właściwie w 100% tak jak jest w opisie :) określiłabym ich jako takie duże dzieci, ale taki opis pasuje też do sporej części 'blaszaków', przynajmniej tych, których znam :)
O altowiolistach się nie wypowiem, bo i tak wiadomo, że to najważniejszy instrument, a altowioliści są najfajniejsi w orkiestrze :mrgreen: :-P
Licence to Interpret
Starring: The Viola Player - agent 000, or even less...
"My name is Player, Viola Player"

Wróć do „Hyde Park”