Na stare lata zachciało mi się nauczyć grać na skrzypcach i altówce. Przypadkiem pierwsza była większa altówka. Ułożyłem żeberko na ramieniu, podbródek docisnąłem brodą... a to cholerstwo trzymać się nie chce. Jak tu grać lewą ręką gdy lewą ręką trzeba podtrzymywać instrument? Albo tak docisnąć brodą że kręgosłup szyjny boli. Do tego lewa ręka jest wykrzywiona w chińskie "S". Co za mędrzec wymyślił tak niewygodną niefizjologiczną pozycję gry wykrzywiającą nienaturalnie szyję i stawy lewego łokcia i nadgarstka?
Doszedłem do wniosku, że tę głupawą pozycję musieli wykombinować stulecia temu wędrowni i dworscy grajkowie nie tylko grający ale też tańcujący ze swoimi wiolami. Na tej samej zasadzie jak dziś rockmeni hasają po scenie ze swoimi elektrycznymi gitarami, choć na siedząco gra się wygodniej.
Ok., tylko czemu dziś w filharmoniach do dziś grają na skrzypcach i altówce w pozycji do hasania, choć juz grzecznie siedzą? Nie widzę innego wytłumaczenia jak bezmyślne powielanie wskazań nauczycieli, którzy też bezmyślnie powielali odwieczną głupotę.
Ja na szczęście nie miałem nauczyciela. Postanowiłem nauczyć się amatorsko grać w pozycji bardziej fizjologicznej. Na siedząco. Ślimak pod brodą, dolną część pudła ściskają uda. Instrument świetnie ufiksowany, a obie ręce wolne. Lewa ręka w pozycji fizjologicznej jak podczas gry na wiolonczeli. Mistrzem nigdy nie będę ale po roku okazjonalnego rzępolenia (gram na wielu instrumentach) gram na altówce jak inni po kilku latach ćwiczeń. I tylko patrzę że zdziwieniem na skrzypków i altowiolistów nienaturalnie wykrzywiających swe kręgosłupy i lewe ręce i tak sobie myślę - gdyby nauczyciele kazali im chodzić na rękach to by nie używali nóg?
P.S. Nie dałem sobie wcisnąć niefizjologicznej pozycji też z tego powodu, że jestem lekarzem