Ogólnie to całkiem niezłe porcje, fakt Namizawa ma rację - zawsze były deserki: do śniadania jogurt, na obiad batonik czy bułka. Po czasie doszłyśmy z mamą do wniosku, że te dodatki mają nas po prostu zapychać, by po posiłku nie być głodnym. Ja śniadania lubiłam - bułka, kilka plastrów wędliny czy sera, czasem jakaś pasta, czy pasztet. Zawsze były płatki. Na stole herbata i kawa/kakao. Gorzej było z obiadem i kolacją. Ja i moja mama odniosłyśmy wrażenie, jakby kucharkom po prostu nie chciało się gotować. Czuć było, że każda zupa czy sos jest z paczki, ale przecież jak coś jest mdłe, czy bez smaku to chyba można doprawić! Drugie dania to najczęściej makaron z jakimś sosem. Szczerze mówiąc ja po tygodniu takiego jedzenia, musiałam na dwa dni poprzestać na herbatce z mięty.
No ale w tym roku jest inna kwatera, więc może kucharki też innne!? Bo bez jedzenia raczej zamówić nie wolno. A jak na takie posiłki to cena (chyba 15 - 20zł kolacja) jest moim zdaniem wysoka i można znaleźć tańszą np. rybkę w porcie
Ja biorę ze sobą Icz. Koncertu e-moll Mendellsohna, Poloneza A-dur Wieniawskiego i Adagio z I Sonaty Bacha g-moll
Pozdrawiam :)